Leszek Miller zaatakowany w Sieradzu. Sprawca przeszedł badania psychiatryczne

Jak informuje policja - 55-latek, który zaatakował w piątek wieczorem Leszka Millera został zatrzymany w sobotę przed południem. Próbował uciekać policjantom, ale funkcjonariuszom udało się go zatrzymać w jednym z mieszkań na terenie Sieradza. Pomieszczenie zostało dokładnie przeszukane. Mężczyzna usłyszał już zarzuty - to zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. 55-latek przeszedł w poniedziałek badania psychiatryczne. Wykazały, że jest poczytalny. Prokuratura zastosowała wobec niego dozór policyjny, prawdopodobnie w lutym odbędzie się pierwsza rozprawa sądowa. Janusz P. przyznał się do winy, wyraził również skruchę. Jak udało nam się ustalić - powiat prawdopodobnie wystąpi przeciwko mężczyźnie o zwrot kosztów za sprzątanie sali. Leszek Miller nie zamierza ubiegać się o ochronę:

- Ja w każdym razie nie będę o to występował, uważam, że tego rodzaju incydenty nie powinny się zdarzać, ale z drugiej strony jest to ryzyko każdego polityka. - komentuje Leszek Miller.

Wszystko działo się w II LO w Sieradzu, gdzie Miller przybył na zaproszenie wicestarosty powiatu sieradzkiego Zbigniewa Krasińskiego. W szkole odbywało się spotkanie z operetką.

- Po godz. 19 do pana Millera podszedł mężczyzna i rzucił w niego torebką z nieznaną substancją, która ubrudziła mu ubranie - mówi st. asp. Radosław Gwis, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Uderzenie miało być na tyle silne, że torebka rozdarła się na głowie byłego premiera wylewając substancję o nieprzyjemnym zapachu. Napastnik miał przy tym wykrzykiwać: Przez ciebie 15 lat temu musiałem uciekać z kraju!.

Według świadków, mężczyzna odszedł z miejsca zdarzenia, a wcześniej nikt nie próbował go zatrzymać. Policja o całej sytuacji została poinformowana dopiero godzinę później. Zawiadomienie o naruszeniu nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego złożył poseł Dariusz Joński, który jak przyznał - Miller nie był chroniony, bo takiej ochrony nie posiada:

- To wydarzenie nie było chronione, bo to był koncert muzyki poważnej. Premier odwołał swoje zaplanowane na dziś jeszcze spotkania, udał się do swojego domu. - mówił po ataku Dariusz Joński.

Całe zdarzenie widział też wicestarosta sieradzki Zbigniew Krasiński.

-  Widziałem tę sytuację. ale zupełnie nie wiem kto to mógł być - twierdzi Krasiński.

Po całym zdarzeniu Leszek Miller odjechał do domu, natomiast jego partyjni koledzy złożyli zeznania w sieradzkiej komendzie.

"Nic się nie stało"

Sam Leszek Miller już odniósł się do tego co wydarzyło się w Sieradzu. Na Twitterze napisał: Oprócz zniszczonego ubrania nic się nie stało. Dziękuję za słowa życzliwości.

Premier nie został przesłuchany przez policję, ale funkcjonariusze nie wykluczają, że do takiego przesłuchania dojdzie. Nie będzie musiało się to odbywać jednak w komendzie w Sieradzu, Leszek Miller może zostać przesłuchany w komendzie w swoim mieście zamieszkania.

Potwierdziły się informacje, że napastnikiem jest typowany wcześniej przez policjantów 55-latek. Mężczyzna nie ma stałego miejsca zameldowania. Napastnik już wcześniej znany był policji za "nietypowe i dziwne zachowania". Jak udało nam się ustalić, mężczyzna aktywnie udziela się również w internecie, prowadzi własną stronę, często brał udział w wydarzeniach kulturalnych w Sieradzu. Sam nie pochodzi jednak prawdopodobnie z Sieradza, a z Klonowej. Przedstawia się jako "Książę Janusz I Samozwańczy". Jakiś czas temu protestował na dachu jednego z budynków w Klonowej przed jego wyburzeniem. Za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego na służbie grozi do 3 lat pozbawienia wolności.

Ataki na działaczy SLD już w Sieradzu były

W 2010 roku ówczesny przewodniczący SLD - Grzegorz Napieralski również stał się obiektem ataków. Co prawda nie fizycznych, ale tych słownych. Jan P. zadzwonił do sieradzkiej siedziby SLD i groził, że zabije Napieralskiego. Przez cały weekend policjanci ustalali tożsamość mężczyzny. W końcu udało się go znaleźć i postawić przed obliczem sądu. Sam oskarżony mówił wówczas:

- Nikomu nie chciałem zrobić krzywdy, przepraszam przewodniczącego Napieralskiego. Naprawdę nikomu nie chciałem zrobić krzywdy. Chcę bardzo przeprosić Grzegorza Napieralskiego.

Obecny na sali Grzegorz Napieralski podał Janowi P. rękę, a sprawa została warunkowo umorzona.